miesiąc
później
Nic
tak nie boli, jak utrata osoby, którą kochasz całym swoim sercem.
Osoby, za którą oddałbyś życie i wskoczyłbyś za nią w ogień.
Dziewczyna
spoglądała przez małe, szpitalne okno, obserwując jak miasto
kładło się do snu. Zapadł zmierzch, jej ulubiona pora dnia.
Wieczór był wyjątkowo piękny, a niebo mieniło się kolorami
różu. Niektórzy powiadali, że zapierający dech w piersiach
zachód słońca daje nadzieję na lepsze jutro. Ale czy tak miało
być i tym razem? Czy i w tym wypadku wszystko miało się skończyć
tak jak w bajkach, szczęśliwie?
Życie
to nie bajka, pomyślała. Trzeba zmierzyć się z rzeczywistością,
nieważne jak brutalna jest. Wstała z krzesła, prostując się.
Wszystkie kości nadal ją bolały, być może od długiego siedzenia
na niewygodnym, szpitalnym krześle, ale jeszcze nie do końca doszła
do sprawności fizycznej po wypadku. Potarła dłonią dół pleców,
czując jak ból ustępuje.
-
Pójdę przynieść nam kawę – oznajmiła Pattie. Kobieta złapała
Florence za dłoń, w ramach podziękowania. Wiedziała, że tym
małym gestem chciała też dodać jej siły. Nie musiała nic mówić,
czyny wyrażały więcej niż słowa.
Wyszła
z sali, powoli zamykając za sobą drzwi. Po krótkiej wędrówce po
korytarzu, znalazła się w windzie i wcisnęła guzik, który miał
ją zawieźć na parter. Znajdował się tam bufet, jak i liczne
automaty z napojami i batonikami, czyli cel jej wędrówki. Zanim
metalowe drzwi zdążyły się zamknąć, do środka wszedł jeden z
doktorów. Wzdrygnęła się. Nigdy nie lubiła lekarzy, sama myśl o
nich wywoływała u niech wielkie przerażenie. Jednak kiedy drzwi
windy się zamknęły i mężczyzna się odwrócił, poznała w nim
lekarza, który się nią zajmował. W duchu radowała się, że to
właśnie on, lubiła jego towarzystwo. Doktor Walker to chyba jedyny
lekarz, do którego miała zaufanie.
- Dobrze
cię widzieć, Florence – powiedział, uśmiechając się
życzliwie. - Widzę, że rana na ręce się zagoiła i wyglądasz o
wiele lepiej.
Musiała
przyznać mu rację. Po wypadku wyglądała jak siedem nieszczęść
i po miesiącu rehabilitacji, leków i różnych obserwacji, czuła
się i wygladała o niebo lepiej.
-
Tak, to tylko dzięki panu, dziękuję. Nie wiem co bym bez pana
zrobiła – próbowała uśmiechnąć się szczerze. Miała
nadzieję, że wygląda to chociaż trochę autentycznie. Pomimo
sympati do doktora Walkera, ból psychiczny, który przez ostatni
miesiąc towarzyszył jej wszędzie, brał górę. Do czego
to doprawdziło, że nawet nie potrafię się zmusić do zwykłego
podciągnięcia warg w górę.
Mężczyzna
wyglądał jakby nad czymś intesywnie myślał. Położył palec na
brodzie i zaczął wpatrywać się w drzwi od windy. Nagle ocknął
się z transu, przypominając sobie chyba to co chciał.
-
A jak ten chłopak? Justin, prawda? - zapytał.
-
Jest... bez zmian. Śpiączka. Zero poprawy.
-
Minął miesiąc. Miesiąc nieprzespanych nocy, zamartwiania się.
Miesiąc męczarni. Miesiąc obawjania się, co przyniesie następny
dzień. Miesiąc hektolitrów wylanych łez.
-
Będzie lepiej, myśl pozytywnie – powiedział współczująco –
Postaram się pozmieniać coś w rejestrze i się nim zająć, nie
obiecuję, że pomogę, ale może coś jeszcze da się zrobić.
-
Dziękuję. Podobno nadzieja umiera ostatnia, prawda?
-
Mówią też, że jest matką głupich. Jednak w tym wypadku muszę
się z tobą zgodzić.
-
Nadzieja, to jedyne co mi pozostało. To ona jeszcze trzyma mnie w
pionie – odparła i wyszła na korytarz.
Zapach
karmelowego cappucino zmieszany z czarną kawą drażnił jej
nozdrza. Po wędrówce po szpitalu, dotarła z powrotem do sali numer
253. Obydwie ręce miała zajęte, dlatego musiała poradzić sobie
inaczej z otworzeniem drzwi. Podciągnęła kolano do przodu i lekko
pchając, weszła do środka. Zastała tam Pattie siedzącą przy
Justinie, trzymającą jego rękę. Wystarczyło na nich spojrzeć,
żeby wydedukować, że jej syn był dla niej całym światem.
-
Powinnaś się przespać – powiedziała blondynka, podając kawę
kobiecie. Usiadła na krześle po przeciwnej stronie łóżka i
poprawiła białą kołdrę, którą był okryty. Pani Mallette
westchnęła.
-
Chyba masz rację. Dopiję kawę i pojadę na parę godzin do domu,
bo szczerze mówiąc – czuję się okropnie – wyznała. Po chwili
zastanowienia dodała: - ty też powinnaś tak zrobić.
Kiwnęła
głową, nie chcąc się kłócić. Wiedziała, że miała racje, ale
potrzeba bycia tutaj, przy nim była silniejsza niż jej osobiste
priorytety.
-
Dobrze, zrobię to jak ty wrócisz. Będziemy tutaj na zmiany, co ty
na to?
-
To dobry pomysł. Chyba będę się już zbierać – odpowiedziała
Pattie, przecierając oczy. - Jeśli coś by się działo, dzwoń
natychmiast.
Zostawiła
Florence samą, odchodząc jeszcze całując ją w policzek i
głaskając syna po włosach.
Nie
wiedziała co będzie robić przez następne kilka godzin. Ryan i
Chaz przebywali tu codziennie, dotrzymując im towarzystwa. Akurat
tak się złożyło, że Ryan musiał wyjechać w sprawach
rodzinnych, a Chaz zachorował, a jego mama nie wypuszczała go z
domu. Wiedziała, że mają wyrzuty sumienia, ale to nie była ich
wina. Zapewniła ich, że będzie codziennie dzwonić i będą stale
w kontakcie.
Wpatrywanie
się w jego twarz wywoływało u niej wyrzuty sumienia. To przecież
mogła być ona. Przygryzła wargę i delikatnie, opuszkami palców,
zaczęła gładzić go po dłoni. Ten banalny gest zawsze go
uspokajał.
Nie
wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Minęły już dwie godziny od
wyjazdu Pattie, a ona czuła, że jej powieki robią się coraz
cięższe. W pewnym momencie doszło do tego, że musiała
przytrzymać je palcami, nie doprowadzając tym samym do zamknięcia.
Ziewając, wyjała z kieszeni telefon i postanowiła dowiedzieć się
więcej na temat tego, co spotkało Justina.
"Mimo
tego, zaleca się mówienie do pacjentów śpiączce..."
-
Może warto spróbować – szepnęła do siebie, chowając telefon.
Założyła kosmyk włosów za ucho i wzięła głęboki oddech.
-
W tej chwili nie myślała nad tym, co powie. Stwierdziła, że musi
coś zrobić, bo inaczej oszaleje.
A
może ja już oszalałam.
- Brakuje
nam ciebie. Twojego uśmiechu. Twoich głupich żartów. Twojego
późnego wstawania rano. Twojego marudzenia, kiedy nie pozwalamy ci
oglądać meczu, bo leci nasz ulubiony serial. Martwimy się o
ciebie, wiesz? - mówiła, trzymając go za rękę. Nawet nie
zauważyła, kiedy zaczęła płakać, a głos zaczął jej się
łamać. - Pewnie gdybyś tu był, to stwierdziłbyś, że jestem
głupia. Albo nienormalna. To znaczy, nadal tu jesteś. Bo przecież
nigdzie się nie wybierasz, prawda?
~*~
Chciałabym
was przeprosić. Miałam dodawać rozdziały w każdy piątek, a tu
co? Nie było rozdziału już ponad dwa tygodnie.
W
dodatku strasznie was zaniedbałam, nie komentowałam waszych
opowiadań, odcięłam się od blogosfery. W najbliższym czasie
postaram się to nadrobić, bo wiem jakie ważne są szczere opinie.
Tak bardzo was przepraszam, ale ostatnio bardzo dużo się dzieje w
moim prywatnym życiu.
Myślałam
nad tym blogiem bardzo długo. Byłam nawet blisko usunięcia go.
Sama już nie wiem co mam robić. Wydaje mi się, że to opowiadanie
nie wnosi nic nowego i jest na niskim poziomie.
Nie
wiem co mam jeszcze napisać. Nie sprawdzałam błędów, jeśli są
- przepraszam.
Twoje opowiadanie jest świetne, nie warto kończyć coś niesamowitego. Piszesz naprawdę fajnie i lekko, uwierz to jest serio dobre. Kocham to . Pisz dalej.
OdpowiedzUsuńNIE PODDAWAJ SIĘ !
<3
@LenkaBelieber4
opowiadanie jest swietne to dobiero poczatek jeszcze sie rozkrecisz i bedzie ok nie zawieszaj bloga bo naprawde twoja historia podoba sie dla wielu soob wiesz czego nie mozesz zrobic? nie mozesz poddac sie mi osobiscie twoje opowiadanie bardzo sie podoba kocham to opowiadanie to do nastepnego kochana pamietaj czekamy na dalsze losy <3 zycze weny @magdusia16
OdpowiedzUsuńNie poddawaj się i nie rezygnuj z opowiadania :) Mi się podoba i miło mi się je czyta. Fabuła wcale nie jest taka kiepska, ja już się nie mogę doczekać, kiedy Justin się obudzi. Scena końcowa nawet trochę mnie wzruszyła. Na miejscu Florence wyłabym jak bóbr.
OdpowiedzUsuńale głupoty gadasz, pff.. początki są zawsze trudne. zobaczysz - jeszcze kilka rozdziałów i wpadniesz w 'wir pisania', a wtedy będzie już tylko lepiej. naprawdę. <3
OdpowiedzUsuńa opowiadanie jest cudowne - takie inne. czyta się je z ogromną łatwością i przyjemnością. właśnie za te rzeczy kocham to opowiadanie. już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału <3
@saaalvame
aw, mam nadzieję że justin się szybko wybudzi :) nie zawieszaj, pisz dalej. nic nie szkodzi że nie dodawałaś nn:) @selinux
OdpowiedzUsuńO jejku, współczuję Florence ;( i Pattie. Masakra.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo bardzo dobry ;*
Dziękuję,
@ayejdbx
Kocham:)
OdpowiedzUsuńW niskim poziomie?? o co to, to nie. Twoje opowiadanie to jedno z najlepszych jakie czytam, uwierz mi na słowo. Dlatego nie przejmuj się tym zaniedbaniem i pisz dalej!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, choć naprawdę krótki i miałam nadzieję że Justin się już obudzi, egh. @perffjus
Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne. Nie poddawaj się i pisz dalej :D
Czekam na nn.
Honziasta
Ten rozdział mnie nadzwyczajnie nie powalił jak ostanie. Jedyne co zrobił to poruszył. Dlatego nie mam zielonego pojęcia co tutaj napisać skoro nie umiem dobrać odpowiednich słów. Nie przypadło mi do gustu na dzisiejszy wieczór. Może to zaboleć, więc przepraszam, bo nie chciałam.
OdpowiedzUsuńBoję sie o przebieg wydarzeń. Mam nadzieję, że Justin wyzdrowieje czy tam się obudzi, nie wiem jak to się mówi.
¦ http://uwierzmimimowszystko.blogspot.com/
¦ http://ostatni-wdech.blogspot.com/
Wow.. Jestem strasznie ciekawa co dalej <3
OdpowiedzUsuń@JustinowaLova
O jejku, ale smutnoo;// Myślę, że wszystko się ułoży..MUSI SIĘ UŁOŻYĆ;) Jestem pozytywnie nastawiona ;) Wyczuwam, że już niedługo Justin się obudzi ;)
OdpowiedzUsuńBędę czekać na kolejny rozdział ;)))
Pozdrawiam i życzę weny @Best_faan_ever
Mamooo współczuję jej :ccc <3
OdpowiedzUsuńPISZ!!!!:)
OdpowiedzUsuń